2007/11/05

Raport Globalny - Chiny / USA, 05.11.2007

Sekretarz Obrony USA, Robert Gates, rozpoczął swoją wizytę w ChRL. Jednym z głównych tematów rozmów ma być wysondowanie kierunku, w jakim idzie rozwój chińskich sił zbrojnych. Odbywa się to hasłem apelu o większą transparentność chińskiej strategii, w domyśle: ułatwienie przewidywania postawy Chin.

Amerykanie są żywotnie zainteresowani ewentualnymi postępami w rozwoju chińskiej armii oraz w możliwości oszacowania środków, jakimi dysponuje Państwo Środka. Nie jest to nic nowego: od lat w najwyższych kręgach decyzyjnych USA uważa się ChRL za "następcę ZSRR" w ewentualnym wyścigu mocarstw. Oczywiście, do pozycji pełnoprawnego mocarstwa Chinom sporo brakuje - nie dysponują jeszcze odpowiednio nowoczesnym uzbrojeniem, mają stanowczo zbyt wysoki poziom rozwarstwienia ekonomicznego w społeczeństwie, wciąż borykają się z tendecjami odśrodkowymi na poziomie poszczególnych prowincji, gdzie gubernatorzy są niekiedy w stanie otwarcie kontestować decyzje zapadające w Pekinie. Nie wiadomo też czy w Chinach rzeczywiście jest powszechna wola stania się mocarstwem na skalę globalną - owszem, na poziomie azjatyckim ChRL nie pozwoli nikomu na odebranie sobie palmy pierwszeńtwa, ale czy będzie miała ochotę i środki by walczyć o prymat w świecie?


Co mogłoby się stać ewentualną kością niezgody otwierającą rywalizację między istniejącym supermocarstwem i jego potencjalnym dalekowschodnim oponentem? Lata rządów administracji Clintona (1992 - 2000) stały pod znakiem zaostrzonego sporu o Tajwan, który za czasów Busha jr. wydaje się tracić na sile. Najprawdopodobniej ma to związek z ważniejszymi problemami, jakie bieżąca administracja ma na głowie (globalna wojna z terrorem i kłopotliwi sprzymierzeńcy Stanów, vide Pakistan). Jeżeli więc nie Formoza, to co? W kwestii Korei Północnej USA oddały już prymat Chinom, które monitorują najważniejsze zmiany w negocjacjach, starając się o jak najpomyślniejsze zamknięcie kwestii otwartych podczas tzw. "rundy pekińskiej" rozmów pokojowych. Kością niezgody nie staną się też raczej zatargi między Chinami a Japonią, której status pupila USA staje się coraz bardziej wątpliwy. Nie będzie to też wojna ze "światowym terrorem", ze względu na zbyt niski stopień zaangażowania strony chińskiej w całą kwestię (owszem, Chińczycy są zainteresowaniem pomyślnym rozwiązaniem kwestii afgańskiej, ze względu na ich własne problemy z Turkiestanem Wschodnim i zamieszkującą go muzułmańską mniejszością. Turkiestan zaś jest odległy o przysłowiowy rzut beretem od afgańskiej stolicy).

Zostaje więc, przynajmniej na razie, rywalizacja na tle wyścigu zbrojeń. Osobiście uważam taką rywalizację za pomysł bezsensowny, przynajmniej z punktu widzenia strony chińskiej. Nie sądzę też, żeby chińscy pragmatycy dali się wciągnąć w powtórkę z lat osiemdziesiątych (patrz: SDI, "wojny gwiezdne", etc.) bez poważnego powodu ku temu. Nie wiemy jednak, jak będzie wyglądała sytuacja po przedefiniowaniu polityki USA wobec Azji. A to prawdopodobnie nastąpi w 2008 - 09, kiedy opadnie bitewny pył po prezydenckiej batalii.

Co do wczorajszego wpisu: rząd Pakistanu ogłosił, iż pomimo wprowadzenia stanu wyjątkowego wybory parlamentarne odbędą się zgodnie z planem. Oznacza to tylko jedno - Musharraf nie jest gotowy na całkowitą konfrontację z własnym narodem, pewnych granic ustalonych w czasie kolejnych rządów wojskowych też nie ma zamiaru przekraczać. Opinii, iż Stany Zjednoczone powinny wywrzeć poważny nacisk na Musharrafa, by ten przywrócił status quo w kraju nie podzielam. Chociażby dlatego, że Stany mają dość ograniczone pole manewru w regionie (Chiny, problemy z operacją "normalizowania" Afganistanu) i nie mogą tak, ot, "uspokajać" sytuacji w kraju, mogą co najwyżej wyrazić "głębokie zakłopotanie", jak to uczyniła Sekretarz Stanu, Condoleeza Rice.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

No więc pewnie w najbliższym filmie Bond będzie walczył z Chińczykami, nie ZSSRowcami. I musi to nakręcić Tarantino. Żaden inny Amerykanin nie zrobi porządnego wu-xia :D

EarthEclipse pisze...

Przypomnę, że Chińczycy byli już głównym oponentem innego wielkiego człowieka naszych czasów - MacGyvera!